„Przypuszczam, że ostatnie lata trochę stłumiły nawyk robienia zapasów,
zwłaszcza u przedstawicieli młodszych pokoleń. I gdy podczas pandemii
kupowali więcej mięsa, niż byli w stanie zużyć, upychali je w lodówce –
nie zawsze też przyszło im do głowy, że można je mrozić. Moja mama, gdy
w latach 80. szła do rzeźnika, przynosiła kilka kilogramów naraz, potem
dzieliła, porcjowała, upychała. W zamrażarce nie było w zasadzie nic
poza mięsem. Dziś trzymamy w niej również gotowe dania, desery, kostki lodu, alkohol” mówi Marta Sapała w rozmowie z Grzegorzem Przepiórką dla
Przekroju.