Matki, które opuszczają swoje dzieci, to temat tabu. Takie kobiety zostają natychmiast osądzone – jako wyrodne, zimne, egoistyczne. Rzadko przyjmujemy do wiadomości, że ta dramatyczna
decyzja może nie być tylko indywidualnym wyborem, lecz wypadkową różnych społecznych okoliczności i oczekiwań.
Reportaż Marty Wroniszewskiej nie opowiada więc o „złych kobietach”. To przede wszystkim
opowieść o rodzinie, której nie udało się przetrwać. O partnerstwie,
które nie działa. O wypaleniu rodzicielskim, które dopada coraz więcej
osób. To także historie tych, którzy zostali: dzieci próbujących zrozumieć własne matki, ojców nieprzygotowanych do
przejęcia ich roli czy babć zmuszonych do tego, by nagle zastąpić oboje rodziców.
Chciałabym uniknąć oceny wyborów moich bohaterów, bo
osądzanie innych nierzadko przychodzi nam zbyt łatwo. Nie siedzimy w cudzej
skórze, nie słyszymy myśli, nie przeżyliśmy tego samego, co oni, nie znamy ich doświadczeń,
lęków i ograniczeń. I choć spoglądanie z zewnątrz na cudze życie daje oczywiście swego rodzaju szerszy obraz, nigdy nie jest to obraz
kompletny. Pisanie o kobietach, które odchodzą od swoich dzieci,
nie jest zatem zaproszeniem do palenia ich na stosie. Jest zaproszeniem do zauważenia
zjawiska i do dyskusji o równouprawnieniu płci. Ale także o funkcjonowaniu naszych rodzin i w tym kontekście również szerzej – o braku kompetencji
rodzicielskich, przemocy i braku równości w związkach, używkach, chorobach. I przede wszystkim o samotności matek pozostających często bez wsparcia i pomocy
nie tylko najbliższych, ale także systemu pomocy społecznej.
Autorka
Kiedy mężczyzna odejdzie od dziecka, oceniamy go źle, ale nie demonizujemy. […] Kiedy słyszymy analogiczną historię o kobiecie, z oburzenia zapiera nam dech. Z automatu przypisujemy jej cechy potwora i ani przez moment nie próbujemy jej zrozumieć.
Marta Wroniszewska konsekwentnie uwrażliwia swoich czytelników na ryzyko powierzchownej krytyki kobiet i podkreśla wagę empatii oraz zrozumienia w sytuacjach, które nie są nam w pełni znane.
Wroniszewska nie ocenia. Tworzy przestrzeń, w której bohaterki mogą opowiedzieć swoje historie.
Reportaż Marty Wroniszewskiej to […] ważny głos w sprawie równouprawnienia płci i kompetencji, których brak wielu współczesnym rodzicom wychowującym dzieci.
„Matka bez wyboru” to w dużej części danie głosu kobietom, których do tej pory nikt nie chciał wysłuchać.
Matka
to ostoja. Przystań. Ta z otwartymi ramionami, zawsze skorymi przytulić i zapewnić ukojenie. Gotowa do poświęceń. Jedyna i dana od początku do końca. Na
zawsze. Ta, która wyrzeknie się „ja” w imię „ono”. Ta, która ofiarowuje, składa
siebie na ołtarzu macierzyństwa. Ubrana w szaty Matki Polki, uwieczniana przez
poetów i malarzy. Kobieta symbol. Poczciwa królowa. Strażniczka domowego
ogniska. Piastunka. Z piersiami pełnymi mleka. Matka okrywająca pieluszką.
Matka piorąca, gotująca, odkurzająca. Matka na miejscu. Matka na podorędziu.
Matka w domu. Matka na przyszłość. Matka zamiast. Matka pomimo.
Matka
do końca.
W
tym ujęciu matka to bastion patriarchatu, pełniący funkcję mitu społecznego.
Twierdza nie do zdobycia, broniona przez same kobiety.
W
większości znanych nam kultur opieka nad domem i odpowiedzialność za wychowanie
potomstwa spoczywają na ich barkach. Tymczasem równolegle wyżej cenione i lepiej nagradzane są stereotypowe męskie obowiązki. W konsekwencji prowadzi to
do nierówności, większej kontroli nad kobietami, a koniec końców do
napiętnowania ich przy równoczesnym rozgrzeszeniu mężczyzn. I dotyczy wielu
aspektów życia, czy to społecznego, czy zawodowego, a w szczególności
rodzicielstwa. Bo gdy kobieta nie poradzi sobie w roli matki, załamie się,
zachoruje lub gdy do zostawienia dzieci zmuszą ją inne okoliczności, jak
chociażby przemoc ze strony partnera, natomiast wsparcie zarówno rodziny, jak i
– szerzej – społeczności będzie niewystarczające, nierzadko dojdzie do
załamania całego rodzinnego systemu.
Gdy
matka opuszcza swoje dziecko, w oczach wspólnoty staje się jest złą matką. Jak
gdyby odpowiedzialność za dziecko spoczywała wyłącznie na niej. Mężczyźni są
traktowani łagodniej. Nie spotykają się z takim ostracyzmem, jak kobiety.
Kobieta ma, oczywiście, wybór, ale na ogół jest on pozorny. Zaś przypisywana
jej wina niewspółmierna do tej, jaką obarczani są w podobnych sytuacjach
ojcowie.
Matki
niewychowujące własnych dzieci były, są i będą. Podobnie jak ojcowie, którzy
odchodzili, odchodzą i odejdą w przyszłości. Porzucą i znikną. Do ojcowskiego
modelu zachowań jesteśmy jakby bardziej przyzwyczajeni – więc moja książka to
nie tylko próba przyjrzenia się partnerstwu we współczesnej rodzinie, ale także
ćwiczenie z odwróconego myślenia.
Być
matką czy nią nie być? Oto jest pytanie. Gdzie leży granica, do której wolno je
zadać? I dlaczego jest nią akt seksualny, w wyniku którego plemnik łączy się z jajeczkiem? Wszak matka decydująca się „usunąć” dziecko nie tylko ze swojego
łona, ale i z życia, a niekiedy nawet i serca – to niemal taki sam dramat, jak
dramatyczna wydaje się być ocena kobiet-matek, które rezygnują z macierzyństwa,
choć dzieci posiadają. Porzucenie, opuszczenie, odejście (czy to w ogóle
odpowiednie słowa?) matki od dzieci jest odbierane jak późna aborcja. Być może
dlatego ten temat rodzi wewnętrzną niezgodę, zbiorową dezaprobatę i kontrowersje.
Jednak
moje bohaterki nie „porzuciły” swoich dzieci, bo tak po prostu się znudziły.
Nie spotkałam żadnej kobiety, która zostawiła dzieci i rodzinę z powodu
subiektywnego kaprysu. Z tyłu, w mroku zawsze kryło się obiektywne
wielopoziomowe zło, podskórne tragedie, na które kobieta nie zawsze miała
wpływ. Dlatego ostatecznie książka, która miała być o kobietach, które
odchodzą, tak naprawdę stała się książką o rodzinie, która z różnych powodów
źle funkcjonuje.
Chciałabym
uniknąć oceny wyborów moich bohaterów, bo osądzanie innych nierzadko przychodzi
nam zbyt łatwo. Nie siedzimy w cudzej skórze, nie słyszymy myśli, nie
przeżyliśmy tego samego, co oni, nie znamy ich doświadczeń, lęków i ograniczeń.
I choć spoglądanie z zewnątrz na cudze życie i obce wybory daje, oczywiście,
swego rodzaju szerszy obraz, nigdy nie jest to obraz kompletny. Pisanie o kobietach, które odchodzą od swoich dzieci, nie jest zatem zaproszeniem do
palenia ich na stosie. Jest zaproszeniem do zauważenia zjawiska i do dyskusji o równouprawnieniu płci. Ale także o funkcjonowania naszych rodzin i w tym
kontekście również szerzej – o braku kompetencji rodzicielskich, przemocy i braku równości w związkach, używkach, chorobach. I przede wszystkim o samotności
matek pozostających często bez wsparcia i pomocy nie tylko najbliższych, ale
także systemu pomocy społecznej.
Ostatecznie,
w trakcie zbierania materiałów do tej książki, a przede wszystkim w trakcie
rozmów z moimi bohaterkami i bohaterami, psychoterapeutkami, psychologami,
socjolożkami, badaczkami czy sędzinami rodzinnymi, zrozumiałam, że kobiety, o których przyszło mi pisać i których życiami żyłam przez kilkanaście miesięcy,
nie są wcale złe. Łatwiej byłoby w tym miejscu napisać, że to system jest zły,
lecz choć to prawda, sprawa jest o wiele bardziej złożona.
Osoby zainteresowane przedrukiem tego
lub innego fragmentu książki prosimy o kontakt z działem promocji: jakub.nowacki@czarne.com.pl
Strona używa plików cookies zgodnie z polityką prywatności. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.