Od Astrid do Lindgren
Vladimir Oravsky, Kurt Peter Larsen i Autor anonimowy, Od Astrid do Lindgren
- Kurier
- 11,79 zł
- paczkomat
- 12,70 zł
- poczta
- 12 zł
- odbiór osobisty (Warszawa)
- 0 zł
- pliki
- 0 zł
Ciepła, zabawna opowieść o burzliwym okresie życia największej bajarki i przyjaciółki dzieci, Astrid Lindgren. Osiemnastoletnia Astrid opuszcza bezpieczną przystań, pełen miłości rodzinny dom w Vimmerby, i wyjeżdża do Sztokholmu. Musi szybko dorosnąć, by zmierzyć się z prawdziwym życiem. Pomogą jej w tym wola walki, pogoda ducha i przebogata wyobraźnia. A także wspomnienia szczęśliwego dzieciństwa, które już niedługo staną się inspiracją dla opowieści o Bullerbyn.
Bezpretensjonalna, chwilami sentymentalna, podszyta ciepłym humorem uroczo staroświecka opowieść. Idealna, rozgrzewająca lektura na listopadowe wieczory.
Przeczytaj fragment ZamknijVladimir Oravsky, Kurt Peter Larsen i Autor anonimowy
Od Astrid do Lindgren
fragment
Scena 1
Näs, Vimmerby, lato 1926
— Astrid!
Z wysoka na sowim drzewie Astrid śledziła zamieszanie na folwarku Näs, gdzie mieszkała. Widziała oborę, pastwiska, chlew, wszystkie te miejsca, w których tak bardzo lubiła się bawić, kiedy była mała. Te wspomnienia. Niedługo, już zaraz, to się miało skończyć. Oczywiście, że będzie jej smutno, ale jednak wołało już nowe. Szkoła. I dziecko. To maleństwo, które nosiła i miała urodzić w Kopenhadze. Tak bowiem zostało ustalone. Mimo to ojciec o niczym nie wiedział. Nikt mu nie powiedział. Ani Astrid, ani ktokolwiek inny, choć większość zdawała sobie sprawę. Dobrze zachowana tajemnica.
Jej bracia i siostry jak kury biegali na oślep po podwórzu. Były tam Stina i Ingegerda, i był Gunnar, ale jako starszy nie ganiał aż tyle.
Samuel August, ojciec Astrid, wyszedł z żółtego domu z białą werandą, żeby wciągnąć flagę na maszt.
Ingegerda, jedna z młodszych sióstr, niepokoiła się. Na górze na gałęzi słychać było, jak dziewczynka zapytała Samuela Augusta.
— Tato! Tato! Nie widziałeś Astrid?
— Kochanie, w gruncie rzeczy jestem trochę zajęty… Wydaje mi się, że dopiero co mignęła mi na łące…
— Bzdura! Właśnie stamtąd przychodzę – odparła mała z westchnieniem.
— W takim razie… — mruknął ojciec dalej mocując flagę, żeby ją wciągnąć.
Astrid podążyła za lekkimi krokami Ingegerdy, która pobiegła przez podwórko do babki bujającej się na huśtawce ogrodowej.
— Babciu! Widziałaś Astrid?
— Tak!
— Gdzie? – niecierpliwiła się dziewczynka, tak bardzo jak tylko dzieci potrafią.
— To, to tam, jak myślę…
— Ale ostatnio, babciu, gdzie była ostatnio?
Staruszka miała przebiegły wyraz twarzy.
— Niedawno? Cóż, ostatnio chyba mignęła mi przed oczami…
Ingegerda zaczęła skakać.
— Tak?
Starsza pani rozpromieniła się.
— Wczoraj!
I wybuchła śmiechem; spokojnie huśtała się dalej a wnuczka popędziła przed siebie.
Gunnar, starszy brat Astrid, szedł przez podwórze. Ingegerda szybko znalazła się przy nim i zaczęła go szarpać za nogawkę.
— Widziałeś Astrid?
— Jakiś czas temu była w oborze – odparł z szelmowskim uśmiechem.
Potem nadeszła Stina, kolejna z sióstr Astrid.
— A ja ją widziałam w sadzie.
Astrid śmiała się słysząc, jak tam na dole dyskusja przekształca się w kakofonię pytań i odpowiedzi.
Gunnar zamyślił się i podrapał po głowie.
— Właściwie to widziałem ją również na polu...
— Jesteście wszyscy beznadziejni! Pelle! – krzyknęła na widok Petrusa Larssona, parobka, który spieszył przez podwórko z workiem na plecach. Odstawił ciężar na ziemię i otarł chusteczką pot z czoła.
— Pelle! Widziałeś Astrid? – zapytała Ingegerda zadzierając głowę, by spojrzeć na tego zażywnego mężczyznę.
— Astri? A ni mo jej w Sztokholmie?
— Tumanie, przecież wyjeżdża dopiero dzisiaj!
— Ano, to trza tak było od razu! Jak ino to, to... Siano sie samo ni sprzontnie a przy tyj pięknyj pogodzie...
— Ażesz! – westchnęła Ingegerda.
Parobek schylił się i z powrotem zarzucił worek na plecy.
— A panu sie ni podobo... – wymamrotał.
Samuel August odwrócił się i spojrzał na niego urażony.
— Jesli Pelle ma na myśli...
— Gunnarowi tyż nie, gwoli prawdy... – kontynuował pracownik, jak gdyby niczego nie słyszał.
— Przecież nie co dzień Astrid wyjeżdża do Sztokholmu! – prychnął Samuel August.
Pelle, który bał się konfrontacji z nim, spojrzał tylko z wyższością na starszego pana.
— Tak godać, jak siano bedzie na polu zalegoć i gnić! Albo jak zimom krasule bedom z głodu ryczeć.
Samuel skinął głową.
— Jest dobrze, Pelle.
Gunnar podszedł do ojca.
— Powiedział ino to, co tata sam zwykle mawia...
— Dzisiaj jest dzień Astrid i koniec! – odparował Samuel August i tym samym uciął dyskusję, zanim przerodziła się w kłótnię.
Astrid z żywym zainteresowaniem śledziła wydarzenia pod drzewem. Wszyscy mówili o niej. To był jej dzień. A mimo to odczuwała smutek. Zostawić to wszystko. Będzie jej ich wszystkich brakowało, tak bardzo, tych ludzi, z którymi dorastała. Patrzyła jak Hanna, jej matka, wychodzi z domu z walizką i jej ulubionym kapeluszem. Ingegerda rzuciła się biegiem w jej stronę.
— Mamo, mamo! Nigdzie nie mogę znaleźć Astrid!
— Na pewno pojawi się na czas.
— A ja już wszędzie szukałam! – żaliła się.
Jeszcze nie pora wychodzić z ukrycia, pomyślała Astrid, z uśmiechem przytuliła się do pnia i tak sobie odpoczywała. Mdłości już minęły, niedługo brzuch zacznie rosnąć. Chciała teraz zapamiętać jak najwięcej, na podróż pociągiem do Sztokholmu. Lecz na wszystkie wspomnienia nie starczało miejsca. Niemożliwością było spakować wszystkie zabawne i ekscytujące wydarzenia i przeżycia do walizy.
Hanna śmiała się i głaskała Ingegerdę po głowie.
— Najwyraźniej nie wszędzie, bo by się już znalazła.
Samuel August posłał żonie uśmiech i rozpromienił się z dumy.
— No, Hanno, jak ci się widzi flaga?
— Flaga? No, chyba jest i żółta, i niebieska.
Ingegerda stanęła między rodzicami trzymając ręce na biodrach, mała dorosła, jak zawsze.
— Czy tylko ja się tu martwię, że Astrid spóźni się na pociąg?!
— Jeśli o mnie chodzi, może się spóźnić na tyle pociągów, ile zechce – burknął Samuel August pod nosem.
Jakże on będzie tęsknił za swoją wspaniałą córeczką, ale skoro chce się uczyć, niech się uczy. Obiecał, po długiej rozmowie z Hanną, że opłaci jej szkołę. Nie do końca rozumiał po co, ale że kochał córkę tak bardzo, zrobiłby dla niej wszystko.
— Oj, w to, to wierzę – odparła Hanna. I oczywiście wszystkim tak samo będzie brakowało Astrid.
— Koniec końców, co jest takiego w Sztokholmie, czego nie ma w domu? – zapytał Samuel August. Na zastanawianiu się nad tym spędził długie, długie godziny. Może kusiło ją wielkie miasto.
— W każdym razie... – westchnęła Hanna i nagle poczuła pustkę.
— Nie, no, już dłużej nie wytrzymam! ASTRID!!! Wszyscy ze mną wołajmy! Raz, dwa, trzy! ASTRID!!! – przerwała oboju Ingegerda.
Wołanie rozniosło się po Smolandii, pomyślała Astrid, uniosła kilka gałęzi i przyjrzała się tym, którzy zgromadzili się wokół masztu na podwórzu.
— Ktoś wołał?
Ingegerda zobaczyła ją pierwsza i pokazała palcem. Jej oczy pałały szczęściem.
— To tam siedzi! Na górze! Astrid, tylko ciebie brakuje!
— Trzeba to było mówić dawno temu – drażniła się starsza siostra.
— Przecież chyba to właśnie powiedziałam! Co robisz tam na górze? – zapytała.
— Tak się zastanawiam...
Zastanawiała się, robiła to od momentu, gdy przyszło zawiadomienie o przyjęciu na kurs dla sekretarek w Sztokholmie. Tęsknota mieszała się z niepokojem i smutkiem. Chciała się stąd wyrwać, rzecz jasna, ale też kochała wszystkich mieszkańców folwarku, więc bolało.
— Zastanawiasz? A nad czym? – dziwiła się Ingegerda.
— Nad tym, jak bardzo was wszystkich kocham, nawet ciebie! – Astrid zdusiła stłumiła spazm płaczu.
— Ech tam! Tu chyba nie ma się nad czym zastanawiać! – uznała Ingegerda i przylgnęła do ojca. Wszyscy zebrali się teraz pod drzewem. Z wyjątkiem babci, jak i Pellego, który stał w cieniu, przy huśtawce.
Astrid zwinnie i z wprawą zeszła z drzewa, tego samego, które przez tak wiele lat było jej tajną kryjówką. Nazywała je sowim drzewem, ponieważ nocą przesiadywały na nim sowy wydając z siebie upiorne dźwięki. Mieszkały w wydrążonym pniu.
— Nareszcie! – podsumowała głośno Ingegerda. – Wiesz, co to zegarek?
— Takie okrągłe coś z trybikami? – zażartowała Astrid i objęła ją.
Także Stina przecisnęła się przed rodziców i Gunnara i uściskała starszą siostrę.
— Słuchajcie! Pomyślałby kto, że wyjeżdżam na wieki!
— Tak się w każdym razie wydaje – odparła Stina i przytuliła się jeszcze mocniej.
— Właśnie to miałem powiedzieć! – rzucił niewyraźnie Gunnar. Nie potrafił do końca wyrazić uczuć, które nim targały. Tęsknota za Astrid będzie wielka, był tego świadomy, ale nie okazał żadnych tego po sobie.
— I dopiero teraz to mówisz, tak?! – powiedziała z żalem Stina.
— Jeśli o mnie chodzi to czuję się trochę jak Jakub wysyłający swe dziecko do Egiptu po zakup ziarna dla głodującej rodziny! – stwierdził Samuel August obejmując córkę ramieniem.
— I dla bydła! – krzyknął Pelle skąd stał i uśmiechnął się.
— Cicho tam! – odpowiedział Samuel August urażony, parobek umilkł, ale wykrzywił się szyderczo.
— Może znajdę małego, ślicznego faraona i przywiozę go do domu zamiast zboża! – drażniła się Astrid, kiedy Samuel August chwycił ją pod ramię.
— Ach, wróbelek, który wyrósł na wielkiego łabędzia... – stwierdził ojciec z dumą.
— Tak? Jak to się mogło stać? – zapytała Astrid z udawanym zdziwieniem, cala gromada ruszyła w stronę podwieszanej ławki, babki i Pellego, Samuel August unikał wzroku córki.
— No powiedz! A teraz pójdzie własną ścieżką..
Staruszka pogładziła Astrid po policzku i ujęła jej dłoń.
— Babciu, obiecaj, proszę, że zaopiekujesz się wszystkimi po moim wyjeździe!
— Co uona powiedziała? – zapytała starsza pani przykładając rękę do ucha.
— Mówię, żeby... – odkrzyknęła Astrid.
— Słyszałam, coś pedziała, ale uszom ni wierze! Ni, naprawde sami niech sie uo siebie zatroszczom! I uo mnie zresztom tyż! Jeste jusz staro, chyba rozumisz!
— Bardzo dobrze rozumiem. W każdym razie... — zaczęła Astrid.
— Czy uona się nie wybiera do Sztokholmu?
W odpowiedzi Astrid skinęła głową.
— Taaa...
Zbliżała się chwila rozstania, a wraz z wzbierały emocje. Kiedy Hanna przyniosła Astrid kapelusz i płaszcz, i coś jakby wbiła ją w to ubranie, Astrid wszystko zaczęło wirować w głowie. Miasto. No i dziecko, rzecz jasna. I Kopenhaga. Nie chciała do niej jechać, ale była zmuszona. Bo tak postanowiono.
— Mamo, tak wcześnie... – marudziła Astrid poprawiając kapelusz.
— Lepiej trochę za wcześnie niż za późno i pamiętaj, co ci powiedziałam o...
— O handlu żywym towarem. Wiem, wiem... – Tę historię Astrid słyszała już mnóstwo razy. Jak nowonarodzone białe dzieci porywa się i sprzedaje złym ludziom.
— Nie ma się z czego śmiać! – ostrzegła matka i pogroziła palcem.
— Będę ostrożna... – obiecała Astrid.
— Więcej młodych dziewcząt, niż ci się wydaje, popadło w tarapaty, bo były zbyt cielęco naiwne! Jeśli rozumiesz, co mam na myśli!
— Tak, mamo. Dokładnie rozumiem, co masz na myśli – zapewniła matkę i objęła ją.
— Więc dobrze.
— Babskie psipsianie! – burknął Samuel August odrywając swoją pierworodną od pozostałych.
— W każdym razie, jak mówiłem... – zaczął, lecz ku jego irytacji Ingegerda, Stina i Gunnar weszli mu w słowo.
— Pojedziemy z tobą na stację! – oznajmiła gromko najmłodsza córka z zadowoleniem.
— Jak to miło z waszej strony – odparła Astrid czując jak pustka i tęsknota ciążą jej w żołądku niczym kamień.
— I wzięliśmy ze sobą największe i najbielsze chusteczki... – rzuciła Stina i pokazała swoją białą.
— Żebyś nas dłużej widziała, jak będziemy ci na peronie machać na pożegnanie! – zaśmiał się Gunnar, również trzepocząc swoją chustką.
Astrid mogła sobie wyobrazić, jak stoją przy pociągu i z tymi białymi perkalikami w dłoni machają do niej tak długo, aż staną się małymi czarnymi punkcikami na peronie. Już niedługo będzie siedziała w przedziale, usłyszy gwizd lokomotywy, poczuje szarpnięcie, kiedy maszyna opuści stację w kierunku Sztokholmu.
— Wzruszyłam się – szepnęła Astrid.
— Zupełnie bezpodstawnie! – uciął Samuel August i odciągnął ją od reszty towarzystwa. — Jak Mojżesz z Egiptu, jak wjazd Abrahama do Kanaan... Co ja gadam! Zmierzasz przecież prosto do samej Niniwy! Do najprawdziwszej Sodomy! – biadolił patrząc córce w oczy.
(...)
Wydanie I
- Seria wydawnicza: Lilith
- Tłumaczenie: Bogumiła Ratajczak
- Projekt okładki: Agnieszka Pasierska/Pracownia Papierówka
- Skład: Robert Oleś/d2d.pl
- Rodzaj okładki: Okładka miękka
- Wymiary: 125 mm × 205 mm
- Liczba stron: 160
- ISBN: 978-83-7536-137-7
- Cena okładkowa: 29,50 zł
- Data publikacji: 12 listopada 2009
Inni klienci kupili również:
- Beata SzadyPolska według Ryszarda Kai
- Paweł SołtysSierpień
- Adam ZadwornyHeweliusz
- Katarzyna BednarczykównaMasz się łasić
- Anna MalinowskaSosnowiec
- Wojciech ŚmiejaPo męstwie
- Jędrzej PasierskiKły
- Katarzyna Roman-RawskaZaśnięcie Anisy
- Anna MaziukNiedźwiedź szuka domu
- Wojciech GóreckiWieczne państwo