Françoise Cactus, Neurozy na walentynki
- Kurier
- 11,79 zł
- paczkomat
- 12,70 zł
- poczta
- 12 zł
- odbiór osobisty (Warszawa)
- 0 zł
- pliki
- 0 zł
„Neurozy na walentynki” to zbiór zabawnych i wzruszających historii o kobietach w różnym wieku, różnych profesji. Françoise Cactus umiejętnie oddaje całą paletę kobiecych uczuć: nienawiść, miłość, zazdrość. „Cactus, wbrew swemu pisarskiemu pseudonimowi, to przykuwająca wzrok orchidea w różnobarwnym ogrodzie niemieckiej literatury”, napisał jeden z krytyków.
-
...”Neurozy na walentynki” są ekscentryczną i zabawną lekturą
-
...Cactus potrafi nie tylko śpiewać, ale i cudownie opowiadać.
-
Wokalistka grupy popowej Stereo Total z burgundzkim pochodzeniem i niemieckim słownictwem posiada dar komicznego przedstawiania zwykłych rzeczy, co dodaje tym rzeczom niezwykłego wdzięku
-
Tak samo zawadiackie i erotyczne, jak teksty piosenek wokalistki i perkusistki popowego duetu Stereo Total, są jej opowiadania, zbiór anegdot, które Cactus opowiada z ironią i cierpkim humorem, w typowy dla siebie bezpretensjonalny sposób.
Przeczytaj fragment ZamknijFrançoise Cactus
Neurozy na walentynki
fragment
- Och, Pamela, a więc już jesteś! Super wyglądasz! Byłaś na urlopie?
— Nie, wprost przeciwnie, balowałam do białego rana.
— Dwie minutki... Szybko sobie zapalę i zaraz do ciebie przychodzę.
— Wiesz, ja już nie palę...
— Rzuciłaś? To fantastycznie! I co? Jak się czujesz?
— O wiele lepiej. Wreszcie czekolada smakuje truflami, a ryba kawiorem!
— Chcesz lampkę szampana?
— Bardzo chętnie. Dobrze zrobi mojemu kacowi. Voilà. No to na razie.
(Notabene: Pamela gardłowo wymawia „r”).
Ajaj, moja głowa!... Hmm… Te przyjemne bąbelki w ustach... Ależ bym sobie zakurzyła! Ale nie, nie, moje słoneczko, ty nie jesteś z tej ziemi. Ziemskie pragnienia wcale cię nie interesują.
— No... Czy już się na coś zdecydowałaś?
— Jeszcze na nic. Zdaję się na twój dobry gust, mój drogi André.
— A więc, myślałem o asymetrii, w trzech kolorach: czarny, rudy, złoty.
— Asymetria, to chyba już kiedyś było, nie?
— Tak, ale wczorajsze mody to dzisiejsze wizje raju.
— Wydaje mi się, że powrót lat sześćdziesiątych przeżyłam już trzy, a siedemdziesiątych dwa razy. Teraz wracają osiemdziesiąte. Obojętne. Najważniejsze, żeby wyglądało młodzieżowo.
— Bez dowodu nie wpuszczą cię do kasyna.
— Miło by było.
— Chodź ze mną... O tak! Śliniaczek dla dzidzi... A teraz zamknąć oczy, André wszystkim się zajmie.
Hmm… Gdy ktoś tak dotyka mojej głowy, mogłabym od razu zasnąć. André jest lepszy od aspiryny. Jedno z pewnością potrafi: masować. Jego facet na pewno się z nim nie nudzi. Chociaż… cukiernik przecież nie opycha się w domu kremówkami. Potrafi też co innego: paplać.
— Wracasz niedługo na scenę?
— Prawdopodobnie będę grała kurę w sztuce Przyszłość leży w jajach.
— Brzmi super! Koniecznie powiedz, kiedy to będzie gotowe.
— Jasne... Na pewno... (Ziewnięcie... Sorry! Za mało snu.
— Odpręż się. Właśnie tak… A teraz idę wymieszać farby.
Tak, i zakurzyć jeszcze jednego, jak sądzę. Biedny André, ofiara nałogów, wącha tę całą chemię i do tego jeszcze pali. Kiedyś ten salon wyleci w powietrze… Ciekawe, czy mają tu czekoladę.
— Jeszcze lampkę?
— Jasne. Hmm... Ależ to orzeźwia!
— Czy mamy przenieść przedziałek na drugą stronę?
— Pourquoi pas, jak mawiają Finowie. Najważniejsze...
—...żeby wyglądało młodzieżowo. Wygląda! Jeszcze jak! I dodaje włosom puszystości!
— No to dobra...
— Z wierzchu długie z przedziałkiem z lewej, po bokach cieniowane aż do krótkich, żeby było widać twoje kształtne uszka... Od góry będą ogniście rude, potem stopniowo coraz ciemniejsze... na końcu złote refleksy.
— Jesteś artystą, van Goghiem końskiego ogona!
— A ty mi zawsze schlebiasz, niepoprawna! Jak ci się układa w miłości?
— Umpf! Zmiana tematu. Zastanawiam się, czy nie powinnam zostać lesbijką. Daniel raz na zawsze zdegustował mnie do mężczyzn.
— Ach tak? Czyli wszystko skończone?
— Skończone! Szerokiej drogi i pomyślnych wiatrów!
— W każdym razie na comingout nigdy nie jest za późno...
— No właśnie! Nigdy nie jest za późno… Wyobraź sobie, że ktoś by mnie przyłapał w aluminiowych wałkach! Boże, co za kompromitacja!
— Ale nikt cię nie zobaczy oprócz mnie...
— A fryzjerzy są jak księża albo psychiatrzy. Przed nimi wcale nie trzeba się wstydzić.
— Nas też obowiązuje przysięga milczenia. Czyż ja opowiadam każdemu, że Jim Trevor nosi tupecik?
— Niemożliwe! On nosi tupet? A to historia! Ale przecież on ma dopiero dwadzieścia pięć lat!
— Dodaj do tego co najmniej dziesięć. Je za dużo mięsa. W tym jest testosteron. Od tego wypadają włosy na głowie, a rozrastają się na klacie.
— To prawda. Faceci z glacą mają przeważnie kłaki na klacie albo na plecach. Miałam kiedyś takiego, nie! Przy stosunku mogłam się trzymać jego włosów na ramionach!
— Ale glace są seksowne, nie sądzisz?
— Tak sobie… Dopóki ja nie mam.
— Co ty, u kobiet tego nie ma.
— Nieprawda! Jedna moja przyjaciółka, która późno zaszła w ciążę, przed ostatnim dzwonkiem, że tak powiem, miała. Po porodzie zrobiło się jej coś z głową i wtedy włosy wychodziły jej całymi garściami. Strasznie to wyglądało!
— Nie nosiła peruki?
— Tak. Ale przy każdym napadzie szału zrywała ją z głowy!
— Tupet Jima trzyma się na zatrzaskach.
— Zatrzaskach! Ha, ha! Jak w kurtce dżinsowej?
— Dokładnie. Czy to nie jest niesamowite?
— Wspaniałe! Jak tylko Lucie się o tym…
— To zostanie między nami!
— Ależ naturalnie! A teraz musisz znowu zakurzyć, prawda?
— Zgadłaś.
— Możesz palić tutaj, dym mi wcale nie przeszkadza. Kiedy jeszcze sama paliłam, postanowiłam sobie, że nie będę nikogo prześladować
— Masz tu gazetkę do poczytania. Zaraz do ciebie wracam.
— Ha, nowy „Jet Set”! Najświeższe plotki! Zobaczymy, czy napisali coś o Jimie!...
A to ciekawe, formuła antiaging jest już też w szamponach. Muszę sobie kupić. A tutaj:
„Przyczyna powstawania wszystkich zmarszczek jest jedna: utrata glykanu”. Co to znowu takiego? Jakby już nie miało się wystarczająco dużo do utracenia!
— André!... Mogę dostać jeszcze kieliszek szampana?
— Ależ oczywiście... Voilà.
Hmm... Powolutku robi mi się lepiej. Nie cierpię szampana, ale on mnie kocha. Co ja bym teraz dała za kawałeczek czekolady! Życie składa się z umartwień, z głodu, pragnienia, niezaspokojonych żądzy… Nie mogę, nie mogę, nie mogę...
— André! Nie macie tutaj przypadkiem czekolady?
— Nie, przykro mi. Ale mogę posłać Brunona…
— Ach, nie, daj spokój. To tylko psuje figurę.
— Ale jeśli chcesz...
— Nie, nie. Nieważne! Zapomnijmy o tym!
Ach! Szlag by to trafił! Jak tylko stąd wyjdę, każę się zawieźć do Fauchona i nakupię sobie tony ptifurek! Nie pojmuję, jak mogą tu nie mieć czekolady... Obojętne. Ale Lucie by totalnie odpadła, biedaczka! A więc… Nowy „Jet Set”... Zatrzaski... Co my tu mamy? Mnie! Przecież to ja! Na zdjęciu!
„Fashion victim tygodnia…”.
Ha! Moje serce! Kto to był?! Co to za tchórz?! Nie ma podpisu. Zabiję go! Gdzie moja komórka? Każę go zabić!
„Fashion victim tygodnia: na premierze filmu My unfair lady, w którym Caroline Brandts gra teściową, Pamela Schneider, 51, pojawiła się w szczególnym przebraniu”.
Co to ma znaczyć „szczególny”? I skąd oni wiedzą, ile mam lat? Szpiegostwo! Zdrada stanu! „Od trzech lat mam dwadzieścia dziewięć. Dla kobiety w moim wieku to żaden wiek”. Kto to powiedział? Czy to nie była Liv Ullmann w Uśmiechu nocy?
„Znana ze swojego dziwacznego stylu i zamiłowania do wściekłych kolorów tym razem jednak nieco przesadziła. Dlaczego w tym wieku upiera się, żeby występować jako podlotek...”.
Czemu nie napiszą od razu: „Stare pudło zrobione na lolitkę”? Przecież o to im chodzi.
„Oczywiście trzeba mieć ciepłe buty, żeby jakoś przetrwać zimę. Ale... dlaczego od razu nosić błyszczące, pikowane walonki do spódnicy? I co to za spódnica! Kto ją tak obgryzł? Superkrótka spódniczka mini o fasonie szkockiego kiltu niebezpiecznie zbliża się do granicy, również w sensie anatomicznym. Do tego różowy szyfonowy top z poszerzanymi rękawami: podkoszulek pink jeszcze by uszedł. Ale to różowe giezło!? Wyglądało jak skrócona sukienka ciążowa albo falbana od narzuty na sofę. Kurtyna! Kompletne bezguście. I dlaczego Pamela koniecznie musi wystawiać na pokaz najtłustsze fragmenty swego ciała? Goły brzuch znakomicie eksponuje pokłady tłuszczyku! Uwielbia śmieszne dodatki: naszyjniki i kolczyki wielkości XXl, kiczowate torebki z frędzlami od obrusa. Lubi
nosić ubrania z teatralnych magazynów. Ale ten strój wyciągnęła chyba z pojemnika ze starą odzieżą. Droga Pamelo Schneider, karnawał się już skończył!”.
Ci zacofani drobnomieszczanie chcieliby tylko oglądać kobiety wystylizowane jak ich cioteczna babka: nazywają to „dyskretnie” albo „staranna elegancja”! Świat jest pełen wieśniaków! Co za poziom! Wprawdzie jestem strasznie stara, ale jednak nie zamierzam nosić się klasycznie i z umiarem jak szacowna damulka ubrana w stylu „OttoNeckermannQuelle”. Glamour, oni nie mają pojęcia, co to jest! Glamour zawsze wiąże się z ekstrawagancją! (A ja jestem indywidualistką, teraz to jest en vogue!).
„Od rozstania z Danielem Hechtem zupełnie się zapuściła. Mimo grubo nałożonego makijażu skóra obrzmiałej po nocnych imprezach twarzy wygląda jak masa papierowa,
oczy opuchnięte, tu nie pomoże nawet dziesięć warstw tuszu do rzęs. Bo jeśli chodzi o makijaż, to Pamela chyba jeszcze nie zrozumiała jednej rzeczy: że czasem mniej znaczy więcej”.
Podlece! Jak Holendrzy: „Normalny to aż nadto
zwariowany”.
„Ta nieudana próba, żeby wyglądać sexy, może wzbudzać tylko litość. Jeszcze nie dojrzawszy do bycia prawdziwą kobietą, Pamela wygląda jak grube dziecko o figurze ciężarówki — kanciasta, ciężka i masywna. Dobrze by jej zrobił fitness w połączeniu z dietą...”.
Trach! Precz z tą kartką! Zrobię z niej kulkę i zjem! Nie! Nie chcę ryzykować zatrucia. No to do kosza z tymzasranym artykułem! A tej bandzie świń wytoczę proces... O nie! Oni tylko na to czekają, wtedy dowie się cały świat! Zawsze muszą mieć jakieś katastrofy, a jak nic im nie przychodzi do głowy, to ja jestem ich katastrofą. Muszę wykupić wszystkie „Jet Sety” w mieście, wszystkie! Kto mógłby mi w tym pomóc? Może Lucie? Nikomu nie można zaufać! Nie mogę się pokazać w kawiarni, dopóki ta sprawa nie pójdzie w zapomnienie. Powinnam założyć stowarzyszenie ofiar mediów. Ale zacznę od podpalenia redakcji „Jet Seta”, zrobię to! Zraniona, mogę stać się rewolucjonistką! Te obrzydliwe gryzipiórki, pismaki, co tylko klecą te swoje wierszówki, te podłe hieny! Zetrę ich z powierzchni ziemi!
A jak oni finansują ten szmatławiec? Z reklamowania kosmetyków antiaging! O, tutaj:
„Antiaging: ujędrniająca pielęgnacja twarzy, dostarczająca ekstra dużo wilgoci… Antiaging:
zaspokaja potrzeby skóry dojrzałej... Antiaging: retinol zwalcza zmarszczki… Antiaging:
lifting bez operacji... Antiaging: Correcting serum for lines and wrinkles... Zmarszczki od myślenia, od śmiechu, od poduszki: Krem antiaging na noc zauważalnie odmładza... Fitness: najlepsza strategia antiaging...Dłużej zachowasz młodość:nowe kremy hightech
odejmują skórze dwadzieścia lat...Antiaging:cudowny fluid z liposomami... Antiaging serum... Bodylifting z wyciągiem ze skórki pomarańczy...Koncentrat przeciwzmarszczkowy... Antiaging przeciwko oznakom czasu... Rich lifting revitalizer dla skóry suchej i pozbawionej wilgoci... Antiaging ultimate wrinkle creme nada ci młodzieńczy wygląd...”.
Ogłaszam bunt! Jestem za proaging! Anty antiaging! Niech sobie te szczawie zaczną farbować włosy na siwo! Niech się obżerają, żeby się roztyć i domalowują sobie zmarszczki! Niech cierpią, aż im skóra sflaczeje! Niech chodzą na spacery o lasce, ale pomalutku, bardzo proszę! Niech mówią drżącym głosem: „Jestem stary, do mnie należy świat!”, żeby zaraz potem o tym zapomnieć. To jest proaging, stara sprawa! To jest super!
To jest to! A przecież moje uszy są całkiem w porządku. Więc na razie nie muszę sobie naciągać płatków. Ach! Dlaczego nie urodziłam się brzydka? Brzydota nigdy nie przemija. Kiedyś... Kiedy jeszcze byłam młodym, głupiutkim stworzeniem... Czyż nie byłam oszałamiającą pięknością? Taką, co to sprawia, że zapiera dech, a źrenice się rozszerzają? Podnieta dla wyobraźni, ucieleśnienie greckiej bogini i tak dalej? Tak, otaczał mnie urok młodości. To jest banalne jak hollywoodzki życiorys: przez trzydzieści lat rujnujesz sobie ciało i otumaniasz ducha, a potem, kiedy na wszystko jest już za późno, nagle zmieniasz zdanie i przebiegasz z powrotem to wszystko, żeby odnaleźć twoje naście lat, kiedy pasja istnienia działała na ciebie jak narkotyk, kiedy nie byłaś jeszcze znudzona i wypalona. Wtedy jeszcze wszystko było przygodą: chodzić po ulicach, pokazywać ludzkości, jak pięknie błyszczą niebieskozielone oczy, zwilżać tylko usta koniuszkiem języka, żeby erotycznie lśniły, wypinać małe piersi i mieć pewność, że: „Jestem piękna, wszyscy mnie pożądacie, ale możecie mi naskoczyć, świat należy do mnie, jestem wolna, frywolna, śmiała i wspaniała!”. Nudziło mnie uwielbienie mężczyzn. Do garderoby przynoszono mi bukiety od starszych panów, którzy chcieli pić ze mną szampana, a ja czułam się jak diwa. A kilka lat później chodzę po świecie, nie patrząc na
ludzi, bo ludzie mnie nudzą i męczą. Ale oni prześladują mnie swoimi wścibskimi spojrzeniami, wyglądam jak ktoś obcy. Jak obca z innej planety. Moja planeta to ja. Moja planeta kręci się tylko wokół mnie, mnie i moich pragnień, mnie i mojej historii, która wydaje mi się absurdalna. I słyszę przy tym bezwstydny, szyderczy
śmiech.
— No... To teraz możemy chyba spłukać. Przepięknie! Rudy wyszedł ostry, aż się jarzy. Podoba ci się ta muzyka?
— Jaka? O tak, jasne...
— Liliane Doray... Jestem jej fanem. Przyjeżdża w lutym. Nie mogę się doczekać! Kupiliśmy już bilety. Prawdziwa diwa! I taka piękna!
Wydanie I
- Seria wydawnicza: Europejki
- Tłumaczenie: Alicja Rosenau
- Projekt okładki: Kamil Targosz
- Skład: Robert Oleś/d2d.pl
- Rodzaj okładki: Okładka miękka, lakierowana
- Wymiary: 125 mm × 195 mm
- Liczba stron: 184
- ISBN: 838975543-2
- Cena okładkowa: 28,00 zł
- Data publikacji: 31 grudnia 2006
Inni klienci kupili również:
- Michał R. WiśniewskiZakaz gry w piłkę
- Katarzyna Roman-RawskaZaśnięcie Anisy
- Dominik WilczewskiLitwa po litewsku
- Katarzyna BednarczykównaMasz się łasić
- Joanna WilengowskaKról Warmii i Saturna
- Elizabeth CatteCzysta Ameryka
- Wojciech GóreckiWieczne państwo
- Jul ŁyskawaPrawdziwa historia Jeffreya Watersa i jego ojców
- Amanda MontellIdź za mną
- Mateusz MarczewskiPasażerowie