Już pierwsza strona tej prozy jest niczym raptownie otwarte okno, przez które widać od razu kompletny świat; ludzi, zwierzęta, przedmioty, pejzaże – przedstawione tak prawdziwie i zniewalająco, że wkraczamy weń z niecierpliwym zachwytem. A wtedy pułapka się zatrzaskuje i stajemy się zakładnikami mrocznej tajemnicy, którą odkrywa Bill Furlong, ojciec pięciu córek i właściciel niewielkiej firmy handlującej opałem.
Claire Keegan niewinnie i dyskretnie wprowadza bohatera i czytelnika na próg irlandzkich „domów dla upadłych dziewcząt”. Prowadzone przez Kościół od początku XVIII wieku do końca XX były często obozami pracy dla kobiet i dziewcząt, które trafiały tam, wysłane przez rodziny lub władze, z powodu ciąży pozamałżeńskiej albo za „niemoralne prowadzenie się”. Zwykle zmieniano im imiona i nazwiska, a urodzone dzieci przekazywano do adopcji bez wiedzy matek. Wiele kobiet zmarło w tych domach i zostało pochowanych w bezimiennych grobach.
Oto nowa opowieść wigilijna, której morał mówi, że za winy Kościoła odpowiedzialni są ludzie świeccy – my.