„Please kill me” nie jest encyklopedią ani punkowym almanachem. Jest czymś znacznie ciekawszym – opowiedzianym z perspektywy uczestników wydarzeń najlepszym świadectwem najdzikszego okresu amerykańskiej kontrkultury. Jest to opis tyleż sugestywny, co chaotyczny, czasami brutalny. Pozwala poznać scenę tworzoną nie tylko przez piekielnie utalentowanych, ale też momentami totalnie zagubionych ludzi, który kontestowali narzucone schematy.
Widzimy tu doskonale świat alternatywy, obleśny, zmiękczony prochami i zalany alkoholem, zwyrodniały od seksu, ale niezłomny, jeśli chodzi o ideę i pierwotną energię dekonstrukcji.