Chłopska fotografia – ta rodzinna, prywatna – nie ma zwykle odrębnego
miejsca w archiwach czy instytucjach. Przez wiele dekad mało kto się nią
interesował, nie była traktowana jako część „narodowego dziedzictwa”, a śladowa liczba zachowanych zbiorów pozwala sobie wyobrazić, ilu zdjęć i historii nie da się nigdy odzyskać, ile fotografii zostało spalonych,
wyrzuconych, nieodnalezionych.
Fotografia nie jest przezroczysta – nie pokazuje „po prostu”, neutralnie
ani obiektywnie. Podobnie jak historia, gdy pisana jest z jednej tylko
perspektywy. Wiele w interpretacji fotografii i historii zależy od kąta
patrzenia, od zachowanej materii i zauważania tego, co dotychczas
pomijane.
Agnieszka Pajączkowska opisuje wybrane chłopskie zdjęcia, a swoje
spostrzeżenia uzupełnia o rozmowy, zapisy historii mówionej, dokumenty,
mikroreportaże, rozważania teoretyczne, cytaty z esejów o fotografii i nowe
refleksje dotyczące historii ludowej. Rdzeniem książki pozostaje pytanie, czym
właściwie jest to, co widzimy. Czego fotografia nie pokazuje i nie rozstrzyga?
To nie tyle opowieść o osobach widocznych na zdjęciach, ile o samych zdjęciach
i tych, którzy je wykonywali – fotografach i fotografkach, o ich motywacjach,
warsztacie pracy, miejscu w wiejskiej społeczności. Tak oglądane chłopskie
fotografie pozwalają spojrzeć z mniej oczywistej perspektywy na polską historię
XX wieku.
Nieprzezroczyste to próba zwrócenia spojrzenia na
to, co dotychczas było zauważane zbyt rzadko – na trzeci plan, na tło, rzeczy i ludzi poza kadrem.
Z I wydania książki usunięty został rozdział „Jak to, co wiem, zmienia to, co widzę" (s. 106-115), w którym doszło do nieuprawnionego i błędnego połączenia personaliów Franciszka Kulpy, fotografa amatora i organisty, urodzonego w 1890 roku w Gniewczynie, zamieszkałego w Kosinie, a następnie w Białobrzegach, z personaliami noszącego to samo imię i nazwisko, lecz urodzonego później i niepowiązanego z nim rodzinnie komendanta Ochotniczej Straży Pożarnej w Gniewczynie, którego podwładni mieli związek z „wyłapywaniem" i mordowaniem Żydów w Gniewczynie w 1942 roku
To kolekcja mistrzowsko skrojonych miniesejów – komentarzy do zdjęć, na które wcześniej raczej nie chciano patrzeć. Obrastały one kurzem na rodzinnych strychach czy zagracały muzealne półki. Dzięki Pajączkowskiej stają się olśniewającym archiwum XX wieku. Różnorodne, nieoczywiste, pełne zaskoczeń i wzruszeń. Przyglądając się im, Pajączkowska opowiada naszą historię na nowo oraz stawia wiele fundamentalnych pytań: o istotę fotografii i rolę, jaką obrazy odgrywają we współczesnym społeczeństwie.
Agnieszka Pajączkowska szuka chłopskiej historii na dawnych zdjęciach. Na zadane w jednym z archiwów pytanie, dlaczego nie ma kategorii opisującej fotografie robione przez mieszkańców wsi, słyszy odpowiedź: „Bo to, proszę pani, dla nikogo nie było ważne”. […] Nareszcie chcemy słuchać tych historii, w końcu nie wydają nam się nieważne.
Chłopskiej fotografii nie znajdziecie w muzeach. Przez lata nikt się nią nie interesował. Do czasu. […]Pajączowska przestrzega nas przed infantylizowaniem chłopów i chłopek. Obawy o to, że aparat fotograficzny mógłby „kraść dusze”, było obecne zarówno w wielkopańskich domach, jak i w wiejskiej chacie. Na fotografię wszędzie reagowano tak samo - z zachwytem, ale i przestrachem.
To nie jest tylko opowieść snuta przy okazji oglądania starych slajdów. To także książka o samej fotografii oraz jej społecznych i ekonomicznych uwarunkowaniach.
Agnieszka Pajączkowska napisała przepiękną książkę o przeszłości i zdjęciach, o życiu zapomnianym. Kiedy na wsi pojawił się aparat, kto fotografował, czym ta fotografia była? Koniecznie weźcie tę książkę do ręki.
W książce „Nieprzezroczyste” przeczytacie między innymi o tym skąd na wsi wzięły się aparaty i kto najczęściej robił nimi zdjęcia? W jaki sposób fotografowie radzili sobie z wywoływaniem zdjęć, gdy nie mieli dostępu do prądu? Ale też dlaczego tak ważne dla chłopa były buty? Dlaczego wszyscy na zdjęciach mieli na sobie takie same ubrania? I czemu na wsi było tak niewiele kobiet-fotografek? Myślę, że ta pozycja spodoba się wielu miłośnikom fotografii, ja czytałam ją z wielkim zaciekawieniem.
Do tej pory fotografia chłopów polskich kojarzyła się z archiwami, zapomnianymi kolekcjami, ze spojrzeniem na nią „zza biurka” (sam tak postępowałem). W książce Agnieszki Pajączkowskiej fotografia „żyje” wśród ludzi, nie jest tylko „dokumentem”, nie jest tylko „świadectwem”, ale aktorem życia.
Ta podróż śladem zdjęć jest fascynująca, zmusza nas do zadawania sobie pytań, co właściwie widzimy i co tu się nie zgadza?
[Pajączkowska] pokazuje, jak wiele w interpretacji tego, co widzimy na zdjęciu, zależy od spojrzenia i jak jest nieoczywiste. To trochę komentarz, trochę reportaż, trochę esej, spisane refleksje.
„Nieprzezroczyste” to […] kolejna ważna książka, bez której trudno w pełni zrozumieć mechanizmy, które przez lata blokowały rozmowę o pochodzeniu większości z nas.
Pajączkowska opisuje wybrane fotografie, historie osób, które na nich widnieją i ich rodzin, jeśli losy są znane. Jest to okazja do przyjrzenia się sytuacji społecznej chłopstwa na początku XX wieku, ale przede wszystkim do rozważenia znaczenia fotografii i wiejskich fotografów w życiu społeczności. Wartościowa pozycja, rozjaśniająca temat tego rodzaju zdjęć, który z historycznego punktu widzenia jest ważny, ale do tej pory pominięty.
O chłopskich fotografiach i ich znaczeniu na antenie radiowej Dwójki opowiedziała Agnieszka Pajączkowska, autorka książki „Nieprzezroczyste”.
Dzisiaj fotografia chłopska wręcz domaga się słów, opowieści, które odzyskają ją, a przede wszystkim jej bohaterów dla pamięci. U Pajączkowskiej zdjęcie staje się nie tylko reprezentacją, lecz także pretekstem do poszukiwania historii nie tyle indywidualnej, ile ogólnej – tej zapomnianej, niechcianej, często wstydliwej, a tak kluczowej dla zrozumienia naszych przodków i nas samych.
„Nieprzezroczyste” dowodzą, że tematyka historii chłopów w publicystyce bynajmniej nie obumiera, a ma się dobrze i rozwija się o kolejne zagadnienia. A że i ja, i Wy jesteśmy w przeważającej większości z chłopów, to znak, że o naszej historii jest jeszcze wiele do opowiedzenia. Agnieszka Pajączkowska czyni to przez fotografie, a więc inaczej niż dotychczasowe publikacje, co stanowi powiew świeżości. A gdy kolejny raz odwiedzicie babcię czy wujka, usiądźcie ze zdjęciami, posłuchajcie opowieści. Dopytajcie. Te historie mogą być cenniejsze i ciekawsze, niż się wam wcześniej zdawało.
Autorka prowadzi swoją opowieść do lat dziewięćdziesiątych. Pokazuje fotografie pośmiertne, monidła, czyli obrazy malowane z fotografii, echa transformacji i biedę PGR-ów. Najciekawsze są jednak historie najstarsze, bo tu najwięcej tajemnic do odkrycia.
W „Nieprzezroczystych” Agnieszka Pajączkowska łączy literaturę i namysł nad fotografią chłopską z analizą socjologiczną. Kluczowa jest „nieprzezroczystość”, czyli patrzenie na fotografię w taki sposób, żeby zauważyć ją w całości z kontekstem i tłem. Pajączkowska opowiada o Polsce XX w., pokazuje splot prywatnego i politycznego.
Agnieszka Pajączkowska nie zawodzi. Po raz kolejny udowadnia, że o rzeczach zdawałoby się zwykłych można opowiadać niezwykle ciekawie. […] Autorka nie boi się badać mniej popularnych tematów. Cóż bowiem ciekawego może być na chłopskich zdjęciach? Okazuje się, że może być na nich absolutnie wszystko – cały świat konkretnego człowieka. O tym właśnie jest ta książka i dlatego warto po nią sięgnąć.
Agnieszka Pajączkowska napisała książkę ważną i odkrywczą, wskazującą rozległe obszary niewiedzy na temat historii naszego kraju i społeczeństwa, odsłaniającą nieznane widzom obrazy i praktyki społeczne związane z fotografią, wykazującą się szczególną otwartością wobec opowieści skrywanych i wywoływanych przez zdjęcia. To książka, która zmienia myślenie o fotografii, uczy patrzeć na to, co było i wciąż jest ignorowane, uczy słuchać tego, co przemilczane.
Zapis procesu badawczego, uzupełniony później w „Posłowiu”, jest fascynujący: literackie zdolności Autorki sprawiają, że kontakty z instytucjami wydają się osobie czytającej peregrynacjami iście Kafkowskimi. Między wierszami Pajączkowskiej udaje się przekazać istniejący w zbiorach archiwalnych i kolekcjach muzealnych, dojmujący brak chłopskich zdjęć wernakularnych, a zatem użytkowych, domowych, wykonywanych dla siebie lub/i przez siebie.
Bardzo podoba mi się książka Agnieszki Pajączkowskiej o fotografiach chłopskich. „Nieprzezroczyste” to właśnie czytanie na marginesie, dogrzebywanie się do tego, co już mamy zebrane i odczytywanie tego na nowo.
Jest to znakomita książka, wypełniająca niewątpliwą lukę w postaci braku opracowań ludowej historii polskiej od strony wizualnej, bo przecież dotąd większość pozycji w jakikolwiek sposób dotyczących tego tematu zajmowała się właściwie tylko źródłami pisanymi.
[…] to niezmiernie ciekawa książka i ważny przyczynek do rozważań o społecznej roli wsi w ubiegłym stuleciu. Pisana jest z pasją przywrócenia chłopskim fotografiom należnego im miejsca w naszej pamięci.
„Nieprzezroczyste” pokazują, że temat naszej ludowej historii i tożsamości wcale nie jest wyczerpany, mimo wielu pozycji, które pojawiły się w ciągu ostatnich kilku lat na rynku wydawniczym. To książka, którą czyta się świetnie i w której udało się autorce poruszyć jeszcze wiele świeżych i niezbadanych tropów.
Autorka znakomicie połączyła dwie dziedziny (fotografię i literaturę), tworząc nie tylko arcyciekawy portret dotychczas pomijanej w dyskursie publicznym Polski XX wieku, lecz także rozszerzyła granice sztuki i nauki, włączając w obszar ich dociekań także zdjęcia prywatne, rodzinne (wernakularne). Pajączkowska udowadnia, że aparat fotograficzny może być narzędziem zarówno uprzedmiotowienia, jak i emancypacji, a także alternatywnym sposobem narracji o biedzie, kwestii żydowskiej, wojnie, walce o marzenia i ze wstydem. Uzmysławia także, jak wiele opowieści nigdy nie wybrzmi i ile losów zostanie na zawsze zapomnianych.
Zdjęcia wykonane na przestrzeni XX wieku, najczęściej amatorskie, zawieruszone w archiwach, prowincjonalnych muzeach i na domowych strychach, stały się punktem wyjścia do wciągającej opowieści o dziejach polskiej wsi, biografiach zwykłych ludzi i społecznej roli fotografii. Po tej książce każdy inaczej spojrzy na własne rodzinne albumy.
Istotne jest tu przyglądanie się temu co nieoczywiste, śledzenie wątków, historii, motywacji – odzyskiwanie historii, na tyle, na ile to możliwe. Detektywistyczna robota, która się opłaca, czytelnik zostaje ośmielony do pracy na własnej wyobraźni, a też – mam nadzieję – ośmielony do własnych poszukiwań i odkrywania korzeni. Może, a nuż, są chłopskie?
Nie sposób nie zwrócić uwagi na język, jakim się posługuje w swojej pozycji „Nieprzezroczyste”. Książka Pajączkowskiej składa się z niedługich esejów opierających się na fotografiach, ich historiach, wiedzy na temat chłopskiej społeczności oraz odniesień do niej w dziełach kultury. Mam nadzieję, że lektura dotrze do jak największego grona czytelników, bo pokazuje spojrzenie, którego do tej pory brakowało.
Nie bez powodu Kacper Pobłocki o książce Agnieszki Pajączowskiej napisał, że staje się „olśniewającym archiwum XX wieku”. To także druga najważniejsza, obok „Chłopek” Joanny Kuciel-Frydryszak, próba zmierzenia się z tym, co również w naszych osobistych historiach bywało przemilczane, wymazywane i unieważniane.
Książka Agnieszki Pajączkowskiej to jedna z najlepszych rzeczy, jakie przydarzyły nam się podczas tzw. „ludowego zwrotu”, którego najsłynniejszym dziełem są „Chłopki” Joanny Kuciel-Frydryszak. Może być użyteczna nie tylko jako fascynująca lektura o chłopskim fotografowaniu, ale też jako przewodnik po tym, jak patrzeć na zdjęcia zgromadzone w naszych domowych kolekcjach. Na co kierować wzrok, jakie pytania zadawać? Kiedy nie będziemy bać się możliwych odpowiedzi - te bywają trudne - możemy dzięki fotografiom odkryć prawdę o przeszłości swojej rodziny. Ale możemy też odkryć, że ktoś chciał nas omamić, oszukać. Gdy już zaczniemy szukać historii rodzinnych, fotografie mogą być dla nas niezwykle przydatnych po niej przewodnikiem. Z „Nieprzezroczystymi” nie damy się im wywieść w pole.
Pajączkowska udowadnia, że dominującą kulturą w naszym kraju jest kultura zwycięzców, szlachty, wojowników o wolność, a nie kultura chłopów. Mimo że w 1939 roku 70% mieszkańców Polski mieszkało na wsi, z czego 0,3% stanowili ziemianie.
Agnieszka Pajączkowska łączy erudycję badaczki ze znakomitym storytellingiem. Jej opowieści-eseje czyta się z prawdziwą przyjemnością, a zdjęcia które nie mają nic wspólnego z wysoką sztuką fotografii artystycznej nagle wzruszają i pobudzają do myślenia. Polecam.
Pajączkowska przygląda się robionym przez chłopów zdjęciom, próbując opowiedzieć o czasach, w których żyli. Temu służą zapisy rozmów, cytaty z dokumentów i esejów.
Obok chłopskiej, ludowej historii, innej od tej szkolnej, którą można by streścić: szlachta, szlachta, szlachta, istnieje jej dowód – chłopska fotografia. Zapis odrębny, nie do końca oswojony, ale także przez lata traktowany nie na poważnie. Agnieszka Pajączkowska tworzy jej kompendium, czytając fotografie i ucząc czytelników ich zapomnianego języka. Jest to także, patetycznie rzecz ujmując, pomnik naszych prababć i pradziadków ze zdjęć spod kuchennej ceraty albo z pudełka po czekoladkach „22 lipca”.
Coś mi tu nie pasuje. Jakoś dziwnie
niedopięta kraciasta koszula na brzuchu kobiety. Krzywo zapięty płaszcz
starszego pana i jego rozwiany włos. Bluzka wepchnięta byle jak za pasek
spódnicy. Trzyczęściowy garnitur z przekrzywioną muchą, ale wylizany
przedziałek. Jakby ci ludzie ubierali się w pośpiechu. Jakby robili to bez
wprawy. Nie domyśliłabym się, o co tutaj chodzi, gdyby nie osoba, która
opowiedziała mi to, czego nie ma w kadrze.
Pisanie
o rodzinnej fotografii chłopskiej jest trudne, bo nie ma ona, jak już wspomniałam,
swoich archiwów ani instytucji. Przez wiele dekad mało kto się nią interesował
jako częścią „narodowego dziedzictwa”. Portretowe fotografie prywatne
i rodzinne z wielkomiejskich zakładów miewają swoje miejsce
w archiwach muzealnych. Zdjęcia rodzin ziemiańskich, arystokracji,
bogatego mieszczaństwa bywają włączane do kolekcji muzeów miejskich. Fotografie
małomiasteczkowe i wiejskie już niekoniecznie. Ale szczęśliwie istnieją
niezależne archiwa społeczne i inicjatywy oddolne, zbiory gromadzone przez
lokalnych pasjonatów i pasjonatki, członków i członkinie
stowarzyszeń, bibliotekarki, nauczycieli. Zwykle ich celem jest działanie,
które bywa nazywane „przywracaniem pamięci”, wzmacnianiem związku z „małą
ojczyzną” lub chęcią „ocalenia od zapomnienia”. Mniejsza
o sformułowanie – grunt, że ktoś te stare zdjęcia zbiera, że czasami
digitalizuje i udostępnia.
To
zdjęcie pokazała mi Małgorzata Bieńkowska, która z mężem Andrzejem
Bieńkowskim od lat gromadzi, opisuje i udostępnia wiejskie fotografie
w internetowym Archiwum Muzyki Wiejskiej[1].
Bieńkowscy w wiejskich domach oglądali (i nadal oglądają) rodzinne
fotografie. Robią to od lat osiemdziesiątych przy okazji nagrywania wiejskiej
muzyki. Małgorzata pamięta opowieść Zdzisława Sieradzkiego, który jej tę fotografię
przekazał. Według niego ma to być przedwojenne zdjęcie chłopskiej rodziny
pochodzącej z okolic Płocka. Sieradzki tłumaczył, że ludzie bywali tam
wówczas tak biedni, że rzadko mieli komplet świątecznych ubrań i butów dla
każdej osoby. Bez odpowiedniego stroju nie chcieli pozować do zdjęcia.
Fotografowi interes się nie kręcił, więc zaczął podróżować z kufrem pełnym
ubrań, eleganckich i typowo mieszczańskich. Trzyczęściowe garnitury,
koronkowe kołnierze przy dziecięcych sukienkach – tak się wówczas na wsi
nie noszono, bo nie było ani takiej mody, ani możliwości finansowych.
Nie
wypatrzyłabym tego ze zdjęcia. Ale skoro to usłyszałam, zaczęłam się
zastanawiać, dlaczego ludzie nie chcieli pozować we własnych ubraniach, choćby
tych świątecznych, niedzielnych. Bo było wstyd, że biednie? Czy że
wiejsko? A jeśli to był wyraz aspiracji, to wobec kogo odgrywany? Jan
Słomka w Pamiętnikach włościanina.
Od pańszczyzny do dni dzisiejszych pisał, jak ważne było dla
gospodarza, aby móc sobie pozwolić na miejskie ubranie. Gdy się jechało coś
załatwić do urzędu, to do dorosłego człowieka w chłopskiej siermiędze,
choćby był siwy, wszyscy mówili na ty, jak do dzieciaka. A wystarczyło
mieć marynarkę i już mówili na pan. Zmiana wyglądu maskująca chłopskie pochodzenie –
choćby byle jak, powierzchownie – wystarczała, aby zyskać podstawowy
szacunek i podmiotowość. Bo tu nawet nie chodziło o awans
społeczny, tylko o to, aby być traktowanym w ogóle jak człowiek.
Ale
przecież ci ludzie ze zdjęcia nie pojechali do miasta, to kufer miejskich ubrań
przyjechał do nich. Czemu nawet na własnym podwórku potrzebowali tej maski
z cudzych ubrań? Czy dlatego, że to był rodzaj niecodziennej atrakcji?
Albo nie mieli kompletu niedzielnych ubrań dla każdej osoby z rodziny,
a na zdjęciu chcieli być wspólnie? Przebrali się z myślą
o wysłaniu zdjęcia rodzinie, może za granicę? Z myślą
o potomnych, którym chcieli zostawić zdjęcie, na którym wyglądają, jakby
mieli inne pochodzenie niż w rzeczywistości, bo to chłopskie akurat nie
napawało ich dumą? Czy uwewnętrznili przekonanie innych klas, że tacy, jacy są,
są gorsi, więc przybrali wygląd kogoś, kim na co dzień nie byli, żeby poczuć
się godnie? Żadna to emancypacja, jeśli dokonywana na zasadzie tworzenia
nieudolnej kopii wizerunku tych, którzy dominują, ale może chociaż chwilowa
przyjemność.
Osoby zainteresowane przedrukiem tego lub innego fragmentu
książki prosimy o kontakt z działem promocji: julita@czarne.com.pl.
[1] Część
tych fotografii została opublikowana w druku i doczekała się
autorskich opisów. Zob. A. Bieńkowski, Sprzedana
muzyka, Wołowiec: Wydawnictwo Czarne, 2007 i tenże, Trzymałem węża w garści. Śladami
muzykantów, Warszawa: Prószyński i S-ka, 2022.
Strona używa plików cookies zgodnie z polityką prywatności. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.